Szczęść Boże!
Chciałbym opisać swoją historię.
Kiedy miałem lat może osiem, po raz pierwszy widziałem film pornograficzny. Potem
wróciła mi myśl o scenie. Reagowałem z obrzydzeniem ale też z zaciekawieniem. Trwało to
dwanaście lat nim postawiłem pierwsze szczęśliwe kroki wolności. Bo bez czystości nie ma
miłości, nie ma prawdziwej wolności.
Grzech potrafi okropnie człowieka zniewolić – jeśli damy
się wciągnąć – i zmienić nawet ludzkie oblicze.
Taki byłem. Mój wygląd zewnętrzny pozostawiał wiele do życzenia. Byłem zniewolony i
miałem wielki głód miłości. Chciałem dostąpić łaski czystości, a z drugiej strony było mi tak
przyjemnie, że po co rezygnować…?
Szkoła średnia była etapem, kiedy najgłębiej wszedłem w grzechy nieczyste. Korzystałem
wtedy z elektroniki i naprzemiennie traciłem czas, to na grzechy nieczyste, to na gry
przeglądarkowe i fps.
Pochodzę z rodziny dysfunkcyjnej. Mama chorowała i często źle się czuła. Jej zdrowie
przekładało się na funkcjonowanie całej rodziny. Kiedy dobrze się czuła było pięknie, a kiedy
źle… Powiem, że bardzo się bałem, bo nie wiedziałem czy Mama będzie żyła, czy umrze.
W roku dwutysięcznym siedemnastym trafiłem do wspólnoty Cenacolo nieopodal Tarnowa.
Jest to – moim zdaniem – jedna z najlepszych wspólnot ludzi wierzących, gdzie młodzi ludzie
(osobno kobiety i osobno mężczyźni), uzależnieni od wszelkich nałogów, są ze sobą całe dnie
pracując, modląc się i trwając na adoracji Najświętszego Sakramentu. Byłem zakochany w tej
wspólnocie.
W Porębie Radlnej mieści się Dom imienia Błogosławionej Karoliny.
W Porębie Radlnej po raz pierwszy też usłyszałem o wspólnocie Ruchu Czystych Serc.
Zawdzięczam to mojemu Aniołowi Stróżowi, Maksowi który opowiedział mi o niej. Ruch
Czystych Serc to wspólnota ludzi darzących siebie sympatią, ludzi młodych dla których Bóg
przedstawia największą wartość. Młodzi obiecują trwać w czystości do ślubu, modlić się,
adorować Boga i spowiadać regularnie. Obiecują także podnosić się z każdego grzechu, są dla
siebie oparciem. Spotykają się razem, a w domu czytają Pismo święte. Brzmi to jak życie
wymaganiami, a od pierwszej chwili wiedziałem, że jest to dla mnie wspólnota. Życie czystością
się opłaca.
Potem niestety odszedłem z Cenacolo. Miałem problemy z jedzeniem ale chciałem też
wrócić do gry, do świata wirtualnego. W minionym czasie odbyłem pielgrzymkę do Częstochowy
i przez długie dni nic się nie wydarzyło. Wróciłem do nałogów, bez perspektywy do życia i nie
myśląc o przyszłości.
Ten czas był okresem, którym nazwałbym mianem „pustki”. Z jednej strony miałem co tylko
chciałem – pieniądze, przyjemności, grzechy, z drugiej natomiast brakowało mi wiele. Żyłem na
rozdrożu, gdzie nie było mi po drodze do żadnej ze stron. „Bądź letni albo gorący” i „chcę cię
wypluć z Moich ust”. Często te słowa przypominały mi bezmyślność mojej sytuacji. Wymienione
sprawy przekładały się na funkcjonowanie w społeczeństwie.
W sytuacji bez wyjścia brakowało mi przyjaciół, a częste rozmowy z rodzicami czy
rodzeństwem kończyły się kłótnią. Podnosiłem się po upadku i zaraz znów upadałem…
Upadałem na duchu myśląc, czy kiedykolwiek będę żył w czystości? Kilka dni bez nałogu to już
było coś. Zastanawiałem się jakie będzie życie, kiedy przestanę to robić.
Zwieńczeniem początku końca był zakup komputera na wiosnę 2018 r. Czułem, że zbliżam się
do granicy życia, do swoich wytrzymałości. Bariery, której lepiej nie naruszać. Po przejściu na II
stronę już nie ma powrotu, ale póki żyjemy, mamy szansę się nawrócić. Dzięki Bogu możemy
żyć w światłości, żyć w świetle. Przychodzić do Niej (Osoby), przebywać w Jej obecności.
Zostaliśmy zrodzeni dla Boga, by w Nim poruszać się i przebywać! Wykorzystajmy szansę
wielkiego zaufania Boga do człowieka, który daje siebie Całego dla nas, dzięki kapłanom, w
sakramencie pokuty i pojednania, w Eucharystii. Otrzymujemy tak wiele kiedy prosimy. Ważne
jest, byśmy wierzyli wytrwale, bez poddawania się, oddając wszelkie rozproszenia czy rozterki
serca. A On da nam siłę do dźwigania krzyża. Wierzmy tylko.
Pół roku od tego momentu, po dwutygodniowym ciągu przed komputerem, pojechałem z
rodziną do Wrocławia. Potrzebowałem odpoczynku. Całe ciało i umysł były przeciążone, nic
dziwnego więc, że się zabrałem.
We Wrocławiu stały się dwie ciężkie sprawy, o których po krótce opowiem. Nie wiedziałem
ale wydarzenia miały związek z moim dziadkiem Zbyszkiem, zmarłym dokładnie cztery lata
wcześniej (w nocy z dwudziestego siódmego na dwudziestego ósmego listopada).
Pierwsze, na parkingu w aucie, po sprzeczce z Tatą zacząłem się dusić. I jeszcze wtedy
nie chciałem zmienić swojego postępowania. Drugie nastąpiło w nocy, przebudziłem się ze
słowem na ustach, i to był moment, kiedy zacząłem coś zmieniać. Modliłem się o oddalenie złych
duchów i miłosierdzie, o opiekę do Boga i Matki Bożej. Modliłem się, ponieważ czułem
zbliżające się niebezpieczeństwo. Nad ranem powziąłem postanowienie, by możliwie jak
najszybciej udać się do kapłana po spowiedź. Wieczorem wyspowiadałem się ciesząc, że Pan
Bóg przeciął wszelkie złe więzy, wybaczył i darował mi życie.
Zacząłem regularną spowiedź. Przystąpiłem do Ruchu Czystych Serc i żyłem propozycjami
jakie daje wspólnota na życie. Regularnie się spowiadałem, czasem kilka razy w tygodniu,
ponieważ chciałem się zmienić. Kapłan prowadzący mówił, że „upadki będą się zdarzały” i tak
myślał… A chwilę potem stała się rzecz inna niż dotychczas – szczęśliwie przestałem upadać w
grzechach nieczystych. Zaczęło się dzięki koniecznemu wyjazdowi do Karpacza na
rehabilitację. Potem był pięknie spędzony czas: wysiłku fizycznego ale też wzrostu duchowego.
W dwa tygodnie po powrocie z rehabilitacji pojechałem na letnie rekolekcje Ruchu
Czystych Serc w Przytkowicach, gdzie otrzymałem łaskę radości. Jak później usłyszałem „oczy
mi się zmieniły” – co brzmiało naprawdę jak dobry komplement. Przez dwa tygodnie chodziłem
radosny; szczęśliwy jak nigdy przedtem. Zauważyła to moja Mama, którą przez to Pan Bóg
zbliżył do siebie. Przyjęła szkaplerz karmelitański, zaczęła się często modlić różańcem i
zakochała się w Matce Bożej.
Zaraz po rekolekcjach w Przytkowicach pojechałem z pielgrzymką do Medjugorie.
Tam podczas spowiedzi świętej dostałem od kapłana słowa z Psalmu 91, najlepiej oddającego
sytuację słowa Pisma Świętego.
Do tej pory bardzo się bałem. Przeważnie pod wieczór miałem obawy, przed ludźmi, przed
rozmową z drugim człowiekiem, przed niespodziewanym. Widziałem też kiedyś pewne rzeczy,
które nie miały prawa sytuacji, ale wystąpiły w nocy. Zawroty głowy, zbliżanie się przedmiotów i oddalanie czy powiększanie drzwi napawały mnie lękiem. Nie miałem wytłumaczenia zjawisk
ani tym bardziej rozwiązania! Pan Bóg przez kapłana dał mi odpowiedź na sytuacje i lęki – On
się będzie o mnie troszczył. „Kto przebywa pod opieką Najwyższego i w cieniu Wszechmocnego
odpoczywa, ten może mówić do Pana: Tyś ucieczką i twierdzą moją, i Bogiem któremu
zaufałem”, „Nie musisz się już lękać nocnych widziadeł[…], ciebie nie spotka nic złego”.
Mógłbym przytoczyć tu cały Psalm, ponieważ pięknie oddaje to, co mnie dotyczyło.
W dwa lata potem wróciłem do Medjugorie, gdzie znów podczas spowiedzi otrzymałem
łaskę przecięcia złych więzi. Pewne wspomnienie z dzieciństwa blokowało mnie przed
otworzeniem się na świat. Po przedstawieniu sprawy księdzu, polecił mi powtarzać za sobą oraz
przecinać w Imię Jezusa Chrystusa złe wspomnienia. Po rozmowie stałem się wolny… nie od
razu ale w niedalekiej przyszłości przyszła mi łaska akceptacji samego siebie. Pewnego
wieczoru po prostu stanąłem przed lustrem, uśmiechnąłem się do siebie i stwierdziłem, że „już
się akceptuję”. Był to krok milowy naprzód. Bez łaski akceptacji jak mógłbym cokolwiek zrobić,
funkcjonować w spotkaniach towarzyskich, w rozmowach? A tak, dzięki Bogu uczę się bycia
sobą i rozmawiać, bo to też jest sztuka wysłuchać i powiedzieć, zainteresować kogoś swoją
osobą.
Nie bez powodu Medjugorie jest nazywane „konfesjonałem świata”.
Pracowałem też w Towarzystwie Pomocy im Św. Brata Alberta. Pomoc najuboższym
przekładała się na wyzbycie egoizmu. Razem z opiekunami potrafiliśmy być darem z siebie dla
drugiego człowieka, co jest definicją miłości. Dziękuję Bogu za ten czas – nie łatwy, ponieważ i
wtedy Bóg zechciał uzdrawiać mnie z pewnych dolegliwości. Otrzymywałem słowa z Pisma
Świętego, które były jak chłodny napój w gorące dni, bardzo podnosiły mnie na duchu i dawały
nadzieję, że udręki się skończą i wzejdzie nade mną słońce radości. Że przestanę się troskać i
niepokoić a zacznę się radować i żyć. Otrzymałem słowa z Księgi Hioba, kiedy Hiob traci
wszystko, cierpienia się mnożą i po ludzku nie ma nadziei, Hiob mówi: „On zna dobrze drogę,
którą idę, z doświadczeń zaś, którym mnie poddaje wyjdę czysty jak złoto”. Przerzuciłem kartki
dalej i czytam: „To wam powiedziałem, abyście nie załamali się w wierze” – Jezus mówi do
uczniów.
Cieszę się, że mogłem opisać to, co przeżywałem. Dziękuję ludziom zwłaszcza pewnemu księdzu, który wiele miesięcy towarzyszył mi gdy było ciężko. Dziękuję dobrym ludziom –
animatorom i członkom RCS Wrocław za wspaniałą atmosferę, piękne wspomnienia z rekolekcji
i zwykłych spotkań. Dla takich ludzi warto żyć. Cieszę się, że znalazłem przyjaciół, prawdziwie
czyste serca, wspólnotę ludzi wierzących. Wdzięczny jestem również rodzicom za przedziwne
wychowanie, Tacie że mogłem się z nim pogodzić.